/

Moja pasja, mój biznes na Pomorzu Zachodnim

„Być pionierem w jakiejś dziedzinie to nie lada sztuka. Poza energią potrzebną do stworzenia własnej marki, przedsiębiorcy muszą też mieć cierpliwość do edukowania i przekonywania otoczenia do słuszności swojego pomysłu. Szczęśliwie dla siebie i dla Pomorza Zachodniego, nie porzucają swoich pasji i konsekwentnie podążają biznesową drogą. Z czasem zmieniają ludzkie przyzwyczajenia, pokazują, że świat może być ciekawszy, lepszy” – mówi Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego, Olgierd Geblewicz.

Trzy zupełnie odmienne historie. Trzy zupełnie inne branże. I trzy doskonałe przykłady na to, że drogą do sukcesu jest przede wszystkim pasja – poparta wiarą w siebie, w swoje marzenia i wewnętrzną intuicję. Niech te trzy opowieści będą inspiracją dla tych, którzy wahają się, czy to odpowiedni moment na założenie działalności gospodarczej i czy ich pomysł na biznes sprawdzi się.

Wodny świat

– Najpierw była pasja, potem nauka i szkolenia – tak o początkach swojej historii mówią Agata i Marek Znykowie. Oboje pochodzą z Koszalina, gdzie się poznali i odkryli wspólną pasję – sporty ekstremalne, m.in. kitesurfing i wakeboarding. Po ukończeniu Akademii Wychowania Fizycznego (Agata w Poznaniu, Marek w Warszawie), pracowali jako instruktorzy kitesurfingu, jednocześnie podnosili swoje umiejętności na szkoleniach
w Polsce i za granicą (Rodos, Wietnam, Portugalia, Teneryfa). Dalekie podróże wniosły w ich życie optymizm, spokój ducha i wiarę, że warto walczyć o marzenia.
Ich marzeniem był powrót do rodzinnego miasta i podzielenie się z jego mieszkańcami zamiłowaniem do sportów wodnych. Tak narodził się pomysł stworzenia centrum sportów wodnych w Koszalinie. Wodna Dolina, Jezioro Jamno oraz odległe zaledwie o 12 km Morze Bałtyckie to idealne otoczenie dla takiego biznesu. Agata i Marek postanowili wykorzystać wszelkie możliwości, jakie daje miasto. Startowali jako propozycja w budżecie obywatelskim – dzięki temu zyskali rozgłos, ale niestety nie udało im się zdobyć funduszy na realizację projektu. Udało się jednak uzyskać dofinansowanie z Urzędu Pracy na założenie własnej działalności związanej z kitesurfingiem. Następnie projekt budowy wyciągu do wakeboardu został pozytywnie zaopiniowany przez Prezydenta Miasta. Małymi krokami ciągle zbliżali się do realizacji swego marzenia. I tak, dzięki niesamowitej motywacji Znyków, wsparciu władz miasta, pomocy przyjaciół i rodziny w organizacji i budowie, w 2014 roku został otwarty WAKEPARK KOSZALIN, a następnie Szkoła Kitesurfingu i Windsurfingu „Ale Wieje”.
Z każdym sezonem działalność Wake Parku jest poszerzana o nowe atrakcje (np. Zawody Wake Cup Koszalin) oraz opcje wypoczynku (np. półkolonie sportowe).

– Gdyby nie wiara w sens naszych działań, te wszystkie słowa krytyki na początku podcięłyby nam skrzydła. Bo jeśli w biznes wkłada się całe serce, jeśli jest on jednocześnie życiową pasją, to trudno jest zachować spokój, wyciągać wnioski z krytyki i jeszcze motywować się do rozwoju… Ale trzeba! – mówi pani Agata.
A Marek Znyk dodaje:
– Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że prowadzenie własnej działalności gospodarczej jest pasjonujące, ale też bardzo wymagające. W szczycie sezonu zajmuje nam 24 godziny na dobę. Ale dajemy radę! Najważniejsze, że spełniamy swoje marzenia, jesteśmy razem i mamy 3-letnie dziecko, które praktycznie wychowało się w Wakeparku.

Nie dla psa fizjoterapia?

Bohaterką tej historii jest dr Katarzyna Pęzińska-Kijak, zoofizjoterapeuta, anatom zwierzęcy i adiunkt w Pracowni Anatomii Zwierząt Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie. Prawdziwa pasjonatka swojej pracy i kobieta, która o anatomii zwierząt wie wszystko. Jednak bardzo długo szukała pomysłu na to, jak swoją pasję przekuć w biznes. Jak połączyć we własnej działalności pomoc zwierzętom, leczenie i wykorzystanie wiedzy anatomicznej? Nie było to proste zadanie. Początkowo Pęzińska-Kijak postawiła na usługi mobilne.
Dojeżdżała do potrzebujących zwierząt, także koni, na terenie niemal całego województwa. Jednak w połączeniu z wyjazdami doszkalającymi związanymi z pracą naukową okazało się to być zadaniem ponad siły. Narodził się więc pomysł stacjonarnej placówki specjalizującej się w fizjoterapii zwierząt. Powstała Przychodnia Rehabilitacji Weterynaryjnej VETICO, która w tej chwili stosuje tak innowacyjne metody diagnostyki i leczenia zwierząt, jak termografia, FitPAWS czy hydrobieżnia.

– Jednak przez długi czas, z powodu braku funduszy, pacjenci byli przyjmowaniw spartańskich warunkach niewyremontowanych, oddzielonych kotarami pomieszczeń. Każdy klient, którego nie zrażał taki stan rzeczy, był ogromną radością. Każdy sukces cieszył podwójnie! Na ogrodzeniu przez bardzo długi czas wisiał baner „Niedługo otwieramy”. Stał się nawet powodem sąsiedzkich żartów, bo wszyscy tu widzieli, jak trudno było mi wykończyć przychodnię, która pochłaniała każdy grosz – wspomina pani Katarzyna.
– Za mną bardzo długa i trudna droga. Ilość przeszkód, niemiłych niespodzianek oraz poziom otaczającego mnie ludzkiego negatywizmu niejednokrotnie sprawiał, że czułam się źle. Ale im częściej słyszałam, że „to nie wyjdzie”, że „nie ma na to rynku”, że „to bez sensu” – tym bardziej chciałam osiągnąć cel, o którym marzyłam. Zadałam sobie pytanie, czy pasja może iść w parze z biznesem. I udało się! Być może upór i wytrwałość odziedziczyłam po tacie, zawodowym wojskowym i strażaku? – zastanawia się dr Pęzińska-Kijak.
– Swojej pasji oraz wsparciu ze strony rodziny zawdzięczam to, kim jestem i co mogę zaoferować teraz innym – dodaje.

Zagadkowy biznes

 – Ogrom pracy i niepewność jutra w pierwszym okresie rozwijania własnego biznesu zniechęca i sprawia, że wiele osób nigdy nie osiąga swojego celu. Potrzebna jest pasja, upór i wiele pokory – mówi Marcin Pleskacz, właściciel Escape Room Supplier, firmy dostarczającej efekty specjale dedykowane branży rozrywkowej – w szczególności escape roomom, czyli pokojom zagadek.

Od zawsze marzył o własnej firmie, chciał brać sprawy w swoje ręce. Realizować siebie poprzez to, co sam może stworzyć. I tworzy – rozwiązania pozwalające osobom bez wiedzy technicznej realizować niesamowite efekty specjalne. Escape Room Supplier to efekt bardzo długich poszukiwań. Zanim pojawił się ten właściwy pomysł, w gruzach legło kilkadziesiąt innych biznesplanów. Zaczęło się pod koniec 2014. Pleskacz pracował jako kierownik projektu w dużym przedsiębiorstwie. Jego pierwszy escape room powstał z kłódek, szafeczek i elementów odnalezionych w piwnicy babci, garażu taty oraz markecie budowlanym.
Na rynku nie było jeszcze mody na taką rozrywkę, ale zaskoczyło, bo wielu ludzi pragnęło oderwać się od codzienności i przenieść się do magicznego świata zagadek. Z czasem okazało się, że potrzeba czegoś więcej – efektów specjalnych. A ponieważ Marcin Pleskacz jest elektronikiem z wykształcenia, już wkrótce wymyślił pierwsze efekty do swojego escape roomu. Pochwalił się tym w sieci i tak pojawiły się zamówienia z Brazylii i Finlandii. Pieniądze spłynęły z przedpłatą na konto, ale… z limitem 4 tygodni na realizację zamówienia! Zaczął się wyścig z czasem. Produkcja nocami w zimnym garażu – w czapce i rękawiczkach. Pakowanie paczek, rozsyłanie na cały świat… Ale udało się! Z czasem powstała lepsza strona internetowa, doskonalsze produkty, pojawiło się więcej osób do pomocy. Po trzech i pół roku pracy na dwa etaty Pleskacz mógł wreszcie w pełni poświęcić się swojej firmie, Escape Room Supplier. Obecnie działa ona na 6 kontynentach, w 58 krajach. Ma ponad 850 klientów, a w przygotowane przez firmę pana Marcina scenariusze zagrało niemal pół miliona grup graczy. A to dopiero początek!

– To niezwykle inspirujące, poznawać i obserwować rozwój przedsiębiorców z Pomorza Zachodniego. To ludzie, którzy nie boją się podejmować ryzyka, by kreować biznes w przestrzeniach, które dla wielu wydają się być nie do wyobrażenia. Ogromnie mnie cieszy, że podążając za marzeniami, realizując swoje pasje, stają się wzorem do naśladowania, nie tylko dla mieszkańców Pomorza Zachodniego – podsumowuje Olgierd Geblewicz, Marszałek Województwa Zachodniopomorskiego.

Przejdź do pozostałch wiadomości